Una Meistere
10.11.2020
Dennis McKenna to amerykański etnofarmakolog, farmakognostyk nauki, myśliciel, wykładowca, autor i założyciel McKenna Academy of Natural Philosophy. Przez ponad czterdzieści lat jego działalność badawcza i zawodowa, zainteresowania i zajęcia skupiały się na roślinach halucynogennych, jak również zadaniu odnalezienia synergii pomiędzy nauką Zachodu a starożytną rdzenną mądrością, pomiędzy nauką a mistycyzmem. McKenna jest przekonany, że przyszłość ludzkości jest możliwa jedynie w symbiozie z naturą.
Dennis McKenna i jego brat – legendarny psychodeliczny bard Terence McKenna, zmarły w 2000 roku – to jedni z najbardziej godnych zaufania rzeczników psychodelików. Ich praca rozpoczęła się w pełni lat 70. i trwała w okresie wojny z narkotykami aż do obecnego tak zwanego renesansu psychodelicznego, charakteryzującego się dekryminalizacją psychodelicznych roślin – zjawiska, które ma miejsce na całym świecie. Po wznowieniu badań klinicznych w niektórych krajach, potencjalnie efektywne wykorzystanie halucynogennych roślin w medycynie – w szczególności w psychoterapii i onkologii – jest coraz bardziej dostrzegane przez nowoczesną naukę.
McKenna zdobył doktorat z nauk botanicznych na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej (1984); jego praca naukowa skupiała się na ayahuasce i oo-koo-hé, dwóch halucynogenach stosowanych w rytuałach rdzennych plemion północno-zachodniego regionu Amazonii. Otrzymał stypendium naukowe od Laboratorium Psychofarmakologii Klinicznej, Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego i Wydziału Neurologii w Szkole Medycznej Uniwersytetu Stanford. Przeprowadził również szerokie etnobotaniczne badania terenowe w peruwiańskiej, kolumbijskiej i brazylijskiej Amazonii. W latach 1992-1993 był organizatorem i współbadaczem Hoasca Project, biomedycznego badania sakramentalnego użycia ayahuaski wśród członków UDV, brazylijskiego kultu religijnego stosującego ayahuaskę w swoich praktykach religijnych. Od 2004 do 2008 roku był głównym badaczem projektu finansowanego przez Stanley Medical Research Institute, studiując amazońską etnomedycynę jako potencjalne leczenie deficytów poznawczych w demencji i schizofrenii.
Dennis McKenna jest członkiem zarządu i dyrektorem etnofarmakologii w Heffter Research Institute, organizacji non-profit zajmującej się badaniem potencjalnego terapeutycznego zastosowania substancji psychodelicznych. Działa również w Zarządzie Doradczym Amerykańskiej Rady Botanicznej, jako założyciel i dyrektor wykonawczy w Institute for Natural Products Research, jako niezależny konsultant badawczy przemysłu fitomedycznego i nutraceutycznego, a wcześniej w redakcji Phytomedicine: International Journal of Phytotherapy and Phytopharmacology. Od 2000 do 2017 roku prowadził zajęcia z etnofarmakologii i roślin w sprawach ludzkich jako adiunkt w Centrum Duchowości i Uzdrawiania przy Uniwersytecie Minnesota. McKenna jest autorem licznych artykułów naukowych i razem z bratem napisał The Invisible Landscape: Mind, Hallucinogens, and the I Ching (1994) i Psilocybin: Magic Mushroom Grower’s Guide (1976). Ta ostatnia książka, wydana pod pseudonimami O. N. Oeric and O. T. Oss, objaśnia metodę uprawy grzybów i zyskała wśród tysięcy entuzjastów status kultowego podręcznika uprawy grzybów psylocybinowych w warunkach domowych. McKenna napisał również autobiograficzną książkę poświęconą swojemu bratu zatytułowaną The Brotherhood of the Screaming Abyss: My Life with Terence McKenna.
W 2018 roku McKenna założył McKenna Academy of Natural Philosophy, na mając celu rozwój „symbiotycznego i ewolucyjnego partnerstwa z całą planetarną wspólnotą świadomych gatunków. Taki sojusz stanie się katalizatorem globalnej transformacji ludzkiej świadomości, tworząc nowy paradygmat filozoficzny i etyczny, którego wartości są w harmonii z naturalnym porządkiem, zamiast mu się przeciwstawiać.” McKenna Academy of Natural Philosophy bada współczesne i tradycyjne praktyki, idee i technologie, które sprzyjają zrozumieniu natury, świadomości, kosmosu i ich wzajemnego przenikania się z ludzkością. W późnym październiku akademia zorganizowała wirtualne sympozjum zatytułowane „Ripples of Change: Symbiosis Symposium”. Intensywny dwudniowy program wykładów, rozmów i prezentacji na tematy takie jak równość i naprawa społeczna w zakresie niezależności żywieniowej i zrównoważonych systemów czy praktyka ekologii permakultury jako rozwiązanie kryzysu humanitarnego i ekologicznego, jakiego doświadczamy. Rozmowy te są dostępne na stronie akademii.
„To koniec świata takiego, jakim go znamy i nie jest to powód do strachu; to powód do świętowania. To niezbędna transformacja, której musimy dokonać i będzie to trudne”, powiedział McKenna podczas sympozjum, zaznaczając: „Najpierw musimy przebudzić się i zrozumieć, co się dzieje. I wtedy musimy zmądrzeć. To znaczy, musimy zyskać mądrość i wyrazić tę mądrość tworząc nowy paradygmat, nowe rozumienie naszej relacji z Naturą i z nami samymi, relacji zakorzenionej we współczuciu i symbiozie, a nie współzawodnictwie i dominacji”.
Nasza rozmowa odbyła się poprzez Zoom, dwa dni po konferencji i tydzień przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. „Jeśli Trump wygra te wybory – lub je sfałszuje, nie sądzę, że może je uczciwie wygrać – myślę, że będzie to globalny wzrost autorytarianizmu, który sprawi, że Trzecia Rzesza wypadnie przy tym blado. Myślę, że taki jest plan”, dodał McKenna, który wypowiada się bezpośrednio i trafnie, lecz zawsze z charakterystyczną nutą humoru.
Chciałabym zacząć od McKenna Academy of Natural Philosophy, którą otworzyłeś w zeszłym roku i ostatnim „Ripples of Change: Symbiosis Symposium”, które jest już drugim dużym wydarzeniem, jakie zorganizowałeś. Pierwsza edycja była zadedykowana twojemu bratu, Terence’owi. Ciekawe, że będzie to zasadniczo szkoła misteryjna – pierwsza szkoła misteryjna na Zachodzie od czasów Eleuzis w starożytnej Grecji, zniszczonego w 396 roku. Dlaczego tak ważna jest dla ciebie idea szkoły misteryjnej i dlaczego uważasz, że teraz jest na to odpowiedni czas?
Ponieważ jest na to zapotrzebowanie. W obecnych czasach przemiany, kiedy tyle wątków zbiega się w jednym miejscu, edukacja staje się bardzo ważna. Tak naprawdę to tylko idea. Jest to skierowane do naukowców. Jestem w świecie nauki już długi czas i dopiero niedawno przeprowadzając się do Kanady zakończyłem relację z Uniwersytetem Minnesoty, gdzie uczyłem przez wiele lat. Po prostu podoba mi się pomysł stworzenia psychodelicznej uczelni skupionej na filozofii naturalnej i po części psychodelikach, ale to nie całość obrazu.
Uważam, że psychodeliki to ważne narzędzia pomagające w odtworzeniu naszej relacji z naturą. To właśnie straciliśmy i z tego powodu mamy tak wielkie problemy – wyobcowaliśmy się z natury. Przestaliśmy działać jako jej partnerzy, podchodzimy do niej jak jej właściciele i zaczynamy widzieć tego konsekwencje. To podejście się nie sprawdza, więc musimy przypomnieć sobie jak odnosić się do natury w sposób harmonijny i symbiotyczny. Skłaniam się ku symbiozie, ponieważ w nią wierzę – to jedyne, co zadziała. Myślę, że psychodeliczna medycyna, szczególnie naturalna taka jak ayahuaska i grzyby – które czasem nazywam „ambasadorami Gai” – to organizmy, które niosą ważną wiadomość dla naszego gatunku od całej społeczności świadomych gatunków tej planety.
Po prostu wydało mi się, że teraz jest na to odpowiedni czas. Nastał dla nas krytyczny moment – teraz albo nigdy, wiesz? Podoba mi się koncept filozofii naturalnej; filozofia naturalna stanowiła podwaliny nauki, lecz w pewnym momencie nauka stała się bardzo redukcjonistyczna, ilościowa i tak dalej. To jest w porządku, bo nauka potrzebuje tych narzędzi do działania, ale musi także zauważyć, że istnieją inne sposoby poznania i że te sposoby są równowartościowe: wglądy, objawienia, intuicja, bezpośrednie połączenie z „umysłem Gai”, w pewnym sensie.
Uważam, że psychodeliki to ważne narzędzia pomagające w odtworzeniu naszej relacji z naturą.
Filozofia naturalna to termin specjalnie niejasny w tym sensie, że obejmuje większe i szersze znaczenie niż można objąć umysłem, ale co do zasady zawiera w sobie całe spektrum koncepcji. Jest głównie związane z próbą zrozumienia przez nas tego jakie jest nasze miejsce w świecie przyrody i jakie jest przeznaczenie nie tylko naszego gatunku, ale całej planety. I wszystko, co przyjdzie nam do głowy – dobre i nowatorskie idee. Oto pomysł na akademię.
Wielokrotnie mówiłeś, że chrześcijaństwo obniża znaczenie natury i teraz widzimy tego skutki. Częściej jednak za obecny kryzys i eskalację naszych problemów winimy kapitalizm. Mówisz, że korzenie tego problemu sięgają głębiej. Widzisz jakąkolwiek drogę wyjścia? Jaka może być rola akademii w tym procesie?
Masz na myśli drogę wyjścia z bałaganu, jakiego narobiliśmy?
Tak.
Szczerze mówiąc nie wiem. Czasami myślę optymistycznie, a czasami nie. Musimy się obudzić jako gatunek. I wiemy o tym od dawna. Ale żeby dokonać zmiany musimy zrobić to szybko. Musi nastąpić transformacja świadomości na skalę światową i przeorientowanie się na to olbrzymie wyzwanie, jakiemu stawiamy czoła w kontekście próby uniknięcia części efektów zmian klimatycznych, które przyspieszają w zastraszającym tempie.
Dzisiaj czytałem w The Guardian artykuł o metanie wydzielającym się z Oceanu Arktycznego. Klatrat metanu w Oceanie Arktycznym topnieje, uwalniając do atmosfery gigatony metanu. Metan jest 80 razy silniejszy od dwutlenku węgla jako gaz cieplarniany. Już od dawna wiemy, że to się dzieje, kiedy topnieje wieczna zmarzlina – kiedy temperatura wody w Oceanie Arktycznym rośnie, uwalniany jest metan. To poważny problem i prawie nikt o nim nie mówi – z wyjątkiem geofizyków, geologów i innych, którzy badają te zjawiska. Nazywane jest to „metanową bombą zegarową” i może mieć znaczący wpływ na globalne ocieplenie w krótkim okresie czasu.
Wszystkie te rzeczy się dzieją, ale wciąż możemy przejąć inicjatywę i powziąć środki, jakie tylko jesteśmy w stanie, żeby to spowolnić lub wręcz odwrócić. Ale nic z tego się nie stanie póki się nie obudzimy. I tutaj właśnie pomocnym katalizatorem mogą być psychodeliki. Musimy uświadomić sobie co się dzieje, i nie mówię tu tylko o garstce psychodelicznych entuzjastów. Potrzebujemy globalnego przebudzenia, transformacji świadomości na skalę światową, dla całego gatunku – to coś, co przekracza wszelkie geopolityczne podziały. Musimy jako cały gatunek powziąć kroki, by odnowić relację z naturą i współpracować z nią na rzecz jej uzdrowienia, ponieważ została bardzo zniszczona.
Potrzebujemy globalnego przebudzenia, transformacji świadomości na skalę światową, dla całego gatunku – to coś, co przekracza wszelkie geopolityczne podziały.
Pętle sprzężenia zwrotnego utrzymujące globalny ekosystem w równowadze są już maksymalnie obciążone. W pewnym momencie przestaną działać i nie będziemy już w stanie uruchomić ich ponownie. Nadchodzi krytyczny moment, w którym pętle sprzężenia zwrotnego przechodzą od równowagi do wzmacniania procesów prowadzących do destabilizacji. Nie jestem planetologiem, ale mam wystarczająco dużą wiedzę, by zdawać sobie sprawę, jakie to zagrożenie. Możemy to zmienić jeśli przebudzimy się jako gatunek. W tej chwili tak bardzo ugrzęźliśmy w rywalizacji geopolitycznej i nacjonalizmach… Do wyzwania, jakie przed nami stoi musimy podejść jako ziemianie – mieszkańcy Ziemi. Czasami porównuję to do bycia na statku, na Statku Kosmicznym Ziemia, który tonie. Równocześnie płonie. I jest zarządzany przez szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka; oni wszystkim sterują i jednocześnie nie wiedzą ani nie przypuszczają, że cokolwiek się dzieje. Jest mnóstwo powodów do pesymizmu w tej kwestii i odczuwam go.
Ale jednocześnie widzę, że ludzie nie chcą o tym słuchać, bo ich to dołuje; chcą usłyszeć przesłanie nadziei. Można szerzyć dobrą nowinę, ale jeśli jest oparta na iluzji, jaki w tym sens? Znajdujemy upodobanie w bajkach, bo są pocieszające. Ale nie odzwierciedlają rzeczywistości. Ma to swoje źródło w efekcie, jaki wywarło na naszą kulturę chrześcijaństwo i inne zorganizowane religie. Moim zdaniem zrobiono dużo, aby rozmyć tę rozmowę, zaciemnić ją i zasadniczo wzmocnić pogardę i brak szacunku dla natury, a teraz widzimy tego konsekwencje. Jednocześnie Covid-19 i inne rzeczy coraz mocniej przypominają nam, że nie, w rzeczywistości to nie małpy wszystkim zarządzają. Natura wszystkim zarządza i Natura jest wkurzona. Natura ma i zawsze miała w swojej mocy eliminację gatunków, które nie są częścią rozwiązania.
Nie martwię się za bardzo o przetrwanie życia na Ziemi. Myślę, że biosfera jest niezwykle wytrzymała, chociaż biosfera ery post-antropocenu może bardzo się różnić od tej, którą znamy. Życie przetrwa w ten czy inny sposób. Natomiast my już niekoniecznie. I może to i dobrze, biorąc pod uwagę szerszy kontekst. Może jesteśmy dla tej planety niczym wirus, patogen. Wygląda na to, że prawie do tego doszliśmy. Ale skoro mamy należeć do ludzkości, lepiej byłoby znaleźć jakieś wyjście. Rozwiązania już istnieją, ale okno się zawęża. Wiedzieliśmy o tym wszystkim trzydzieści lat temu, wiedzieliśmy o tym pięćdziesiąt lat temu. Wtedy dopiero zaczynaliśmy mówić o globalnym ociepleniu. Trzydzieści lat temu to już się działo, ale każdy mówił: „Nie martwmy się, mamy mnóstwo czasu”. I nic nie robiliśmy lub robiliśmy bardzo mało. Teraz mamy może z dziesięć lat, piętnaście lub dwadzieścia według niektórych. Inni mówią, że mamy pięć lub nawet że już w ogóle za późno. Nie wiem, która opcja jest prawdą, ale wiem, że czas się kończy.
Natura wszystkim zarządza i Natura jest wkurzona. Natura ma i zawsze miała w swojej mocy eliminację gatunków, które nie są częścią rozwiązania.
Skoro mowa o przebudzeniu, ostatnio czytałam badania wykonane przez Uniwersytet Pensylwanii i Uniwersytet Londyński, które miały na celu sprawdzić ilu aktywistów społecznych potrzeba, żeby zmienić coś na świecie. Według nich wymagane jest 25% całkowitej populacji. Myślisz, że doszliśmy do tego momentu, że jest już tylu mądrych ludzi, którym zależy?
Nie wiem. Nie mam danych.
Ale co w tej kwestii czujesz wewnętrznie?
Zdecydowanie na całym świecie jest dużo niepokoju. Mogę tylko powiedzieć, że mam nadzieję, że jest go wystarczająco dużo.
Można przyjrzeć się temu co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Dochodzi do dużego fermentu, ma miejsce sporo budzących nadzieję wydarzeń, ale jednocześnie dzieje się sporo zagrażających rzeczy, bo osoby u władzy wydają się zainteresowane głównie umacnianiem tej władzy. Jeśli Trump wygra te wybory – lub je sfałszuje, nie sądzę, że może je uczciwie wygrać – myślę, że będzie to globalny wzrost autorytaryzmu, który sprawi, że Trzecia Rzesza wypadnie przy tym blado. Myślę, że taki jest plan. Jedynie wybory dzielą w tej chwili w USA narodowy faszyzm od demokracji, którą kiedyś mieliśmy. Jedyne, co uratuje sytuację to przytłaczające odrzucenie autorytarnej agendy przez ludzi. To nasza ostatnia szansa. Jeśli tym razem wygrają, wykorzystają następne cztery lata do umocnienia władzy, stłamszenia wolności prasy i powstrzymania jakiegokolwiek sprzeciwu.
To niezbyt komfortowe dla kogoś takiego jak ja, bo po pierwsze, jestem coraz starszy. Zbliżam się do momentu, kiedy moja efektywność zacznie spadać z powodu wieku. Nie mam takiej energii jak młodzi ludzie. Ale oczywiście przemawiam do wielu młodych ludzi i i jestem pod wrażeniem ich entuzjazmu i inteligencji. Czasami myślę sobie, że szkoda, że wszyscy są skazani na zagładę [chichot]. Nie to chcą słyszeć ludzie.
Obecnie sporo się mówi na temat konieczności dialogu pomiędzy rdzennymi ludnościami i współczesną nauką. Dobrze znasz obie te strony. Czy myślisz, że zachodnia nauka zmienia się i staje się bardziej otwarta na tego rodzaju dialog, czy jeszcze nie?
Myślę, że w kwestii psychodelików nauka zaczyna się otwierać. To, że psychodeliki spotykają się z coraz większą akceptacją, budzi nadzieję. Nie są już tak stygmatyzowane jak kiedyś. Ludzie zaczynają dostrzegać, że psychodeliki to lecznicza medycyna, która może pomóc wielu osobom. Medycyna – lub raczej biomedycyna, która jest bardzo sztywną dziedziną – zaczyna powoli, powoli otwierać się na koncepcję, że psychodeliki mają swoje miejsce w lecznictwie. To pozytywny znak, ale pozostaje pytanie: czy zapewnimy uznanie rdzennej ludności i jej dziedzictwu, czy poweźmiemy kroki, żeby ją uwzględnić, zaprosić do rozmowy? Rdzenne ludności muszą być częścią tego dialogu; to one od tak dawna są przedstawicielami tych roślin i tej wiedzy.
Historyczny wzorzec jest taki, że pojawia się zachodnia nauka, przemysłowy kapitalizm i po prostu bierze rzeczy, rozwija je, zarabia na nich i rzadko kiedy oddaje coś z powrotem. Jednakże rdzenne ludności również zaczynają się budzić i mówić: chwila, moment, to jest nasza wiedza, nasze tajemnice, nasza medycyna. I chociaż świat potrzebuje jej jak nigdy wcześniej, rdzenne ludności znajdują siłę, by domagać się dostrzeżenia, rozponania i włączenia w proces i to nie jako ofiary, którymi dotąd, z nielicznymi wyjątkami, były.
Medycyna – lub raczej biomedycyna, która jest bardzo sztywną dziedziną – zaczyna powoli, powoli otwierać się na koncepcję, że psychodeliki mają swoje miejsce w lecznictwie.
Niektóre firmy start-upowe, które chcą wykorzystać psychodeliki w medycynie – głównie skupiają się na psylocybinie – budzą moją nadzieję. Dużo mówią o tym, że chcą działać dla dobra rdzennych ludności i zaprosić ich do udziału. Zobaczymy. Wydaje mi się, że dużo zaangażowanych ludzi ma dobre intencje. To rzadko kiedy są źli ludzie, ale często tkwią w pułapce kapitalistycznego i korporacjonistycznego myślenia w kategoriach zysków i muszą zrozumieć i pogodzić się z tym, że to nie jest najważniejsze. Owszem, stanowi to jakiś aspekt, ale nie najważniejszy.
Nie należę do tych ludzi, którzy twierdzą, że jeśli wszyscy zaczniemy brać psychodeliki, nagle się obudzimy i wszystko będzie w porządku. To duże uproszczenie. Moim zdaniem psychodeliki są dla wielu ludzi narzędziem, katalizatorem. To doskonały spust przebudzenia. Ale po nim musi nastąpić zmądrzenie. Musimy się przebudzić i zmądrzeć. To znaczy, że musimy zyskać mądrość i to szybko. Musimy wykazać się mądrością w podejmowanych decyzjach, które mogą wynikać z informacji pozyskanych w trakcie naszych psychodelicznych objawień – tego, czego uczymy się w procesie przebudzenia.
Potem nadchodzi ciężka praca. Jak zebrać te wglądy i zastosować je praktycznie w sposób, który będzie miał wpływ na to jak żyją ludzie i jak wyobrażamy sobie i planujemy przyszłość? To ta trudna część, bo wymaga trudnych decyzji. Ludzie będą musieli głęboko i szybko zmienić swoje życie – tylko z tego powodu, że już tak długo to ignorowaliśmy i że okno się zamyka. Czas na działanie.
Mam nadzieję, że nie jest na nie za późno. Martwi mnie to. Przy wszystkich tych przytłaczających problemach powstaje tendencja do wzruszania ramionami i stwierdzania, że już za późno i nic nie można zrobić. Widzimy to w polityce Stanów Zjednoczonych, gdzie Trump i jego ludzie tak bardzo spieprzyli sprawę Covid-19, że teraz mówią po prostu, ok, w sumie to nie będziemy nic robić, żeby walczyć z pandemią lub w jakikolwiek sposób ją kontrolować – po prostu pozwolimy jej się rozwijać. Wydaje mi się to okropne. Pokazuje to bardzo wyraźnie: oni wcale nie cenią życia ludzkiego. Cenią władzę i nie pozwolą niczemu wejść sobie w drogę. W USA zmarły już setki tysięcy osób. Krzywa rośnie wykładniczo i jest już oczywiste, że do końca roku umrze milion osób, a ponad siedem milionów osób będzie zakażonych. To szaleństwo. To niepotrzebne. Można to spowolnić. Można to zatrzymać [wzdycha].
Jeśli chodzi o Covid-19, wirus również jest żywym organizmem, a więc częścią Gai. Kiedy uderzyła pierwsza fala, rdzenne społeczności w Brazylii i Peru bardzo mocno ucierpiały. Pojawiły się wątpliwości czy starszyzna i ich starożytna wiedza przetrwają. Ale słyszałam od moich rdzennych przyjaciół, że odkryli sposoby radzenia sobie z wirusem – rozmawiają o nim z Gają. Czy nowoczesna nauka może się od nich czegoś nauczyć, a nie tylko ścigać się kto pierwszy stworzy szczepionkę?
Covid-19 nie faworyzuje nikogo. Atakuje wszystkich, w tym rdzenną ludność, która już zmaga się z wieloma problemami różnego rodzaju. To dla nich po prostu kolejny cios. Oby część ich wiedzy na temat roślin pomogła im się z tym uporać. Być może to wszystko, co mają, bo na pewno nie mogą liczyć na żadną pomoc ze strony publicznej służby zdrowia. Szczególnie jeśli chodzi o Brazylię, gdzie panuje teraz polityka ekocydu i ludobójstwa. Pod rządami Bolsonaro rdzenna ludność jest dehumanizowana – uważana za podludzi, których można wyeliminować.
Jestem przerażony, bo ostatni raz kiedy coś takiego miało miejsce doświadczyliśmy wzrostu faszyzmu w Europie prowadzącego do drugiej wojny światowej. Najwyraźniej niczego się z tego nie nauczyliśmy. Teraz to dostrzegamy, a ma to jeszcze groźniejszy potencjał, ponieważ dysponujemy szerszym wachlarzem technologii do monitorowania ludzi, kontrolowania ich zachowań i tak dalej. Oczywiście te same narzędzia możemy wykorzystać przeciwko faszystom. Oby tak się stało. Zbliżam się do siedemdziesiątki i liczyłem po prostu na spokojną emeryturę [chichot]. Ale nie mogę ignorować tego, co się dzieje.
Nie mam złudzeń co do tego na co mogę mieć wpływ, ale robię co mogę. Myślę, że my w psychodelicznej społeczności rozumiemy, że psychodeliki są w pewnym sensie lekarstwami duszy – lekarstwami służącymi nie tylko do uzdrawiania jednostek, lecz całych kultur i społeczności. Lekarstwami służącymi do uzdrowienia samej Ziemi, jeśli wystarczająco dużo ludzi się obudzi. Działają na poziomie zbiorowym i indywidualnym. W tym kontekście są naszymi najcenniejszymi lekami. Są akceptowane jako część medycyny dopiero od jakichś pięciu lat. Nawet teraz są w większości miejsc prawnie zabronione, chociaż to się zmienia – nie dość szybko, ale się zmienia.
Poświęciłeś większą część swojej kariery naukowym badaniom ayahuaski i sam zażywałeś ją przez ponad czterdzieści lat. Czy pomogło ci to zrozumieć jak działa ayahuaska – w każdym aspekcie?
[Śmiech] Nie, nie sądzę. Czy w pełni rozumiem jak działa? Niezbyt. Na poziomie farmakologicznym, owszem. Ale myślę, że ayahuaska wciąż może nas wiele nauczyć, tak samo jak inne psychodeliki. Te narzędzia to nasi koeweolucyjni partnerzy; to naprawdę symbiotyczni partnerzy, którzy byli z naszym gatunkiem od tysięcy lat, możliwe, że milionów. Można z dużą dozą pewności stwierdzić, że mieliśmy z grzybami koewolucyjną relację sięgającą kilku milionów lat w środowisku ewolucji hominidów. Właściwie odegrały rolę w rozwoju praludzkich hominidów w istoty ludzkie. Były nauczycielami; nauczyły nas jak używać naszych umysłów. Pomogły nam stworzyć język i inne rzeczy. Wciąż nas uczą.
Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, których możemy się nauczyć od tych narzędzi. Widząc co się dzieje wydaje się oczywiste, że niezbyt dobrze zrozumieliśmy tę lekcję. Wciąż możemy się dużo nauczyć od tych roślin, nawet jeśli zakażemy ich w niektórych miejscach i zniszczymy ich naturalne habitaty. A niszcząc ich habitaty niszczymy nie tylko rośliny, ale również miejsca życia ludzi. To wielotorowa opresja, która ma na nas wpływ na poziomie społecznym, kulturowym i biologicznym.
Myślę, że ayahuaska wciąż może nas wiele nauczyć, tak samo jak inne psychodeliki. Te narzędzia to nasi koeweolucyjni partnerzy; to naprawdę symbiotyczni partnerzy, którzy byli z naszym gatunkiem od tysięcy lat, możliwe, że milionów.
Wiemy, że ayahuaska może pomóc ludziom, ale trudno jest wykonać z nią badania kliniczne z wykorzystaniem placebo. W jaki sposób zachodni świat może sobie z tym twoim zdaniem poradzić? W innym wywiadzie wspomniałeś, że postrzegasz ayahuaskę jako syntezę psychoterapii i terapii szamańskiej.
Myślę, że to jedyny sposób, w jaki możemy ją efektywnie wykorzystać w medycynie. Psychoterapia to w zasadzie starszy model i moim zdaniem musi być wzbogacona o elementy podejścia szamańskiego bez próby naśladowania go. Nie sądzę, żeby naśladowanie miało sens, ale można zapożyczyć pewne elementy z tradycyjnego kontekstu ceremonialnego. Jak wiesz w doświadczeniu psychodelicznym wszystko opiera się o nastawienie. Tradycyjne, kliniczne podejście psychoterapeutyczne nie wydaje mi się adekwatne do tych substancji. Wymagają one kontekstu i ważne jest, by wyreżyserować odpowiednie nastawienie. Rdzenne ludności robią to od tysięcy lat; wiedzą jak się z tym obchodzić. Powinniśmy ich posłuchać i uczyć się od nich jak używać tego w sposób efektywny. Być może psychoterapia też coś do tego dołoży.
Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Mamy szansę stworzyć nową jakość. Sposób, w jaki funkcjonuje obecnie psychiatria i opieka zdrowia psychicznego nie pasuje do modelu ekonomicznego. Jeśli ktoś wymaga leczenia problemu zdrowia psychicznego, może porozmawiać z terapeutą przez jakieś dziesięć minut, jeśli ma szczęście. Na odchodne dostanie receptę, zazwyczaj na jakieś SSRI, które tak naprawdę wcale nie rozwiązuje problemu. Oczekuje się od niego, że będzie to zażywał już zawsze lub przynajmniej przez bardzo długi czas, a te leki to w zasadzie tylko plaster naklejany na problem – niczego tak naprawdę nie leczą. Ten model nie sprawdza się w przypadku psychodelików. Żeby poprawnie zastosować psychodeliki terapeuta musi spędzić z pacjentem bardzo dużo czasu. A w naszym obecnym modelu biomedycznym czas to pieniądz. Terapeuci muszą pomóc pacjentom przygotować się do doświadczenia, muszą być gotowi im pomóc w trakcie, a następnie zintegrować zdobytą wiedzę. To trwa dłużej niż kilka minut – dni lub miesiące, podczas których terapeuta jest bardzo zaangażowany w pracę z pacjentem. Jak wykonywać taką pracę? Jak za to płacić? Firmy ubezpieczeniowe raczej nie będą chciały za to płacić.
Psychoterapia to w zasadzie starszy model i moim zdaniem musi być wzbogacona o elementy podejścia szamańskiego nie starając się go naśladować.
Tworzymy sytuację, w której stać cię na tego typu terapię, jeśli jesteś bogaty. Jeśli nie jesteś, możesz udać się do bardziej tradycyjnych placówek lub do specjalnego ośrodka. Niezależnie od tego czy są za granicą czy nie, większość tych ośrodków działa na granicy prawa. Ich legalność jest niejasna. Chciałbym zobaczyć jak zyskują możliwość otwartego działania i stają się dostępne dla lokalnej społeczności i orientują się na nią. Wyobrażam sobie, że nadejdzie moment, kiedy każda mała osada będzie miała swoje centrum wellness. Wiele z nich już je ma, tylko że w podziemiu. Gdyby mogły działać otwarcie, każdy miałby dostęp do ośrodka wellness, gdzie terapia psychodeliczna jest jedną z dostępnych opcji i jest oparta na naturalnych substancjach – grzybach lub ayahuasce i innych – nie na sztucznych farmaceutycznych psychodelikach. Niektórzy chcą farmaceutyków i stać ich na nie, w porządku. Ale nie chciałbym, żeby ludzie, którzy wolą stosować naturalne psychodeliki w tradycyjnych okolicznościach byli prześladowani, podczas gdy inni preferujący inne kierunki mogli je eksplorować. To po prostu nie w porządku.
Jedna ze zmian, która musi mieć miejsce i już się dzieje, to ruch dekryminalizacyjny – na pewno w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, prawdopodobnie w Europie. Żadna z tych roślin nie powinna być zabroniona. Nie mamy władzy moralnej, by ich zakazywać, a jednak to robimy. Uzurpowaliśmy sobie tę władzę i to całkowity błąd. Trzeba jasno powiedzieć, że żadna roślina ani organizm nie jest nielegalny. Jeśli potrzeba regulacji, prawo powinno stanowić jak ich używać i kto może to robić. Kiedy tak będzie, mnóstwo tych ośrodków wellness będzie mogło się otworzyć i zacząć działać jawnie.
Jedna ze zmian, która musi mieć miejsce i już się dzieje, to ruch dekryminalizacyjny – na pewno w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, prawdopodobnie w Europie.
Europejczycy i mieszkańcy Ameryki Północnej wyjeżdżają do Ameryki Południowej, by zażyć ayahuaskę – co jest już osławionym zjawiskiem mającym swoje szkodliwe i dobroczynne strony, lecz mogącym również wpłynąć na miejscowe kultury. Chciałbym zobaczyć, jak nawiązujemy sojusze z rdzennymi ludami, które są przedstawicielami tej medycyny i wiedzy. Chciałbym odwrócić to równanie – dać ludziom lekarstwa, a nie ludzi lekarstwom. Współpracować z rdzennymi ludami w celu produkcji tych leczniczych substancji i dostarczania ich do ośrodków w Ameryce Północnej i Europie i uczciwie zapłacić im za ich pracę. Zarobione pieniądze mogliby zainwestować w obsadzenie dużych obszarów roślinami takimi jak ayahuaska i wykorzystać je dla wspólnego dobra bez wprowadzania nadmiaru obcych pieniędzy i obcokrajowców do swojej kultury. Jasne, mnóstwo ludzi chce tam pojechać i doświadczyć wszystkiego na miejscu, ale to powinna być rzadkość. To również jest element procesu przebudzenia – jak w światowej skali utrzymać relację z psychodelikami, która będzie naprawdę symbiotyczna i korzystna dla wszystkich zainteresowanych stron – zarówno kultur, jak i roślin oraz ludzi potrzebujących uleczenia?
Czy możesz opowiedzieć coś więcej o badaniu neuroobrazowania z wykorzystaniem ayahuaski, nad którym pracowałeś? Jakie były najważniejsze lub najbardziej zaskakujące odkrycia wynikające z tego badania?
Pracowaliśmy nad tym dawno temu i od tego czasu wykonano w tej dziedzinie o wiele więcej pracy. Osoby takie jak Jordi Riba z Hiszpanii, który niestety ostatnio zmarł – był głównym badaczem ayahuaski w dziedzinie neuronauki. W każdym razie prowadziliśmy te badania w Brazylii we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Dokonaliśmy biomedycznego badania wolontariuszy z UDV [União do Vegetal, wspólnota religijna założona w 1961 roku mająca na celu promowanie pokoju i pracę na rzecz „ewolucji rodzaju ludzkiego w kontekście rozwoju duchowego”, jak piszą w swoim regulaminie – przypis redakcji arterritory.com]. Zbadaliśmy wiele czynników i przeprowadziliśmy zarówno psychologiczne badania przesiewowe, jak i farmakokinetykę badań przesiewowych receptorów przy użyciu płytek krwi i tym podobnych, a jednym z najważniejszych odkryć, jakich dokonaliśmy, była bardzo interesująca anomalia, jaką udało nam się wykryć.
Bardzo naiwnie zastanawialiśmy się czy istnieje jakaś biochemiczna różnica między osobami, które piją ayahuaskę i ludźmi, którzy jej nie spożywają? Czy istnieje jakiś biochemiczny marker? I nawet coś znaleźliśmy. Odkryliśmy, że ayahuaska – nie inne psychodeliki, bo ayahuaska jest w tym kontekście wyjątkowa – zwiększała ilość transporterów serotoniny w mózgu. Transportery serotoniny to coś, na co działają leki SSRI – to białka w neuronie presynaptycznym, które odpowiadają za wychwyt zwrotny serotoniny. W farmakologii nazywa się to zwiększeniem funkcji. Odkryliśmy, że dochodziło do wzrostu funkcji transporterów serotoniny i to dość wyraźnego w porównaniu do grupy kontrolnej osób, które nie piły ayahuaski, ale były w tym samym wieku, miały ten sam status ekonomiczny i tak dalej.
Oczywiście zastanawialiśmy się co to oznacza. Na początku nie mieliśmy pojęcia, ale usiedliśmy nad książkami i okazało się, że istnieją liczne zaburzenia związane z niedoborami tych transporterów – innymi słowami zmniejszeniem funkcji – takie jak poważna depresja, alkoholizm, myśli samobójcze, myśli mordercze itd. Wszystkie te zespoły zaburzeń, które mogły mieć przyczynę w nieprawidłowych niedoborach ilości transporterów serotoniny, ale również innych neuroprzekaźników. Porównaliśmy to z danymi z wykonanych wcześniej psychologicznych badań przesiewowych – dokonaliśmy ustrukturyzowanych wywiadów psychologicznych ze wszystkimi badanymi, którzy mieli mniej lub bardziej podobną historię, a mianowicie dołączyli do UDV w momencie osobistego lub duchowego kryzysu. Byli zrozpaczeni. Zazwyczaj wprowadził ich przyjaciel lub inny członek UDV, razem wypili ayahuaskę i doznali objawień.
Ich początkowe doświadczenia były dosyć przerażające, ale wynieśli z nich również lekcje dotyczące kierunku, w jakim zmierzają na swojej życiowej drodze. Mnóstwo ludzi otrzymało wiadomość – zrozumieli, że muszą się zmienić, że muszą zmienić kierunek. Większość z nich, a w zasadzie wszyscy powiedzieli nam, że w ich odczuciu bardzo ważna była medycyna w połączeniu z wspierającym środowiskiem UDV. To zmieniło ich życia. Mnóstwo osób w tej grupie, prawdopodobnie większość, miała problemy z alkoholizmem; niektórzy mieli problem z nadużywaniem narkotyków lub innych rzeczy. Ale poczuli, że ayahuaska wyleczyła ich z tych problemów i że tak długo jak pozostają w UDV i piją ją regularnie, mogą się rozwijać.
Było to całkowicie spójne z tym, co odkryliśmy na poziomie biochemicznym. Okazało się, że zwiększenie funkcji zasadniczo odwracało wcześniejsze niedobory. Nie mieliśmy narzędzi, by zbadać, czy mieli niedobory w danym momencie – to byłyby inne okoliczności – ale wywnioskowaliśmy to w oparciu o wykonane profile psychologiczne. Czuli, że tak długo jak pozostają w dobrej formie i regularnie piją ayahuaskę, mogą wieść produktywne życie. I większość z nich pokonała swoje uzależnienie, rozwiązała swoje problemy i stała się szczęśliwsza i bardziej produktywna.
Konkluzja jest taka, że ayahuaska odwróciła te niedobory na poziomie biochemicznym. Nie znamy nic innego, co wywoływałoby taki skutek, a przynajmniej nie znaliśmy wtedy. Teraz istnieją substancje, które podnoszą poziom tych transporterów, ale wtedy wydawało się to aż zbyt piękne, by było prawdziwe. Wystąpił problem behawioralny i okazało się, że istnieje mechanizm biochemiczny, który może go odwrócić. To oczywiste, że to środowisko różniło się od grupy kontrolnej. Myślę, że ważne jest, aby kontynuować te badania. Nam się to nigdy nie udało, ale warto by było podjąć temat.
Jednym z odkryć było to, że to zwiększenie funkcji jest tymczasowe. Jeśli nie będziesz nadal pić ayahuaski, wygaśnie w ciągu kilku tygodni. W UDV pije się ayahuaskę raz na parę tygodni – to według nich optymalna częstotliwość i akurat pasuje do cykli zwiększenia i zmniejszenia funkcji.
Neuronauka zaczyna potwierdzać niektóre z tych twierdzeń; mamy coraz więcej danych na ich poparcie. To świetnie i chciałbym, aby Jordi nadal tu był i kontynuował swoją pracę. Ale pracują nad tym też inni ludzie.
To ciekawe, że serotonina powszechnie występuje w roślinach, gdzie działa jako związek obronny – na przykład w liściach pokrzywy. A jednocześnie jest głównym neuroprzekaźnikiem naszego ośrodkowego układu nerwowego. Psychoaktywne tryptaminy są przypuszczalnie obecne w 4850 gatunkach roślin. W pewien sposób potwierdza to inteligencję natury, lub jak często wspominałeś, że „natura jest projektantką”.
Serotonina i inne neuroprzekaźniki są powszechnie obecne w roślinach, tak samo jak ich psychodeliczne pochodne takie jak DMT. To są właśnie efekty koewolucji. Ponieważ rośliny dokonują fotosyntezy, tworzą szeroką gamę związków organicznych; na tym polega język roślin. Używają tego do komunikacji ze wszystkim w swoim otoczeniu – owadami, grzybami, bakteriami, innymi roślinami, roślinożercami, i oczywiście również z nami. Można je uznać za cząsteczki komunikacji. Rośliny używają biosyntezy jako zachowania; reagują na środowisko i optymalizują swoje relacje poprzez biosyntezę, poprzez chemię. Nie jest to zaskakujące kiedy uświadomimy sobie, że stosują te neuroprzekaźnikowe związki na poziomie ekosystemu.
Kiedy wyewoluowały zaawansowane układy nerwowe, takie jak ssaczy, wiele z tych związków uległo internalizacji, to znaczy przejęły one funkcję wewnętrznego przekazywania sygnałów, czyli to co zasadniczo robią neuroprzekaźniki. To cząsteczki przekazujące sygnał w mózgu. Dlatego nie zaskakuje fakt, że niektóre z tych roślinnych związków pasują do receptorów, które mamy do serotoniny i innych neuroprzekaźników. Dzieje się tak ponieważ pochodzimy od wspólnego przodka. Wszystkie organizmy od tych najbardziej prymitywnych po te najbardziej złożone mają podobną biochemię. I w zasadzie o to chodzi.
Pochodzimy od wspólnego przodka. Wszystkie organizmy od tych najbardziej prymitywnych po te najbardziej złożone mają podobną biochemię.
Wracając do Covid-19, najbardziej niebezpieczną rzeczą w tej kwestii wydaje się tak przytłaczająca reakcja naszego układu odpornościowego. Koronawirus sam w sobie nie zabija, ale szuka nosiciela. Moje pytanie brzmi, czy ayahuaska albo psylocybina mogą nauczyć nas, nasze ciała jak poddać się sytuacji i koegzystować z tym konkretnym wirusem, a być może wirusami przyszłości? Innymi słowy, czy istnieje jakikolwiek związek między psychodelikami a odpornością?
Może istnieć, w tym sensie, że psychodeliki modulują układ odpornościowy – mogą go aktywować. Ale może to zrobić dużo rzeczy, na przykład lecznicze grzyby, które nie zawierają psylocybiny. Wiele związków roślinnych będzie aktywowało układ odpornościowy i w większości przypadków będzie to miało działanie ochronne. Covid-19 jest bardzo podstępny. Jednym z problemów jest to, że może wywołać nadmierną reakcję ze strony ciała – wywołać reakcję immunologiczną, która będzie dla nas szkodliwa. Ale nie wiem – nie płacą mi za to [chichocze]
.
Czym jest to miejsce, w które zabierają nas psychodeliki, niezależnie czy to ayahuaska, grzyby, kaktus San Pedro itd.? Gdzie to dokładnie jest?
Nie wiem [śmieje się].
[Również się śmieje] Byłeś tam wiele razy, ale nie wiesz gdzie to jest?
Nie da się tego tak naprawdę wiedzieć. Nie sądzę, żeby to było inne miejsce, w sensie innego wymiaru, chociaż można mieć takie wrażenie. Myślę, że odsłania to przed nami aspekty zewnętrznej i wewnętrznej rzeczywistości, która zazwyczaj jest dla nas niewidoczna, zamknięta, ponieważ żyjemy w bańce. Ta bańka to tak zwana sieć w trybie domyślnym. Czasami nazywam ją „złudzeniem rzeczywistości” – to model rzeczywistości, który konstruuje nasz mózg, żeby świat wydawał nam się zrozumiały. Charakteryzuje się zarówno tym, co odrzuca jak i tym co uwzględnia. Przez większość czasu przeżywamy ten zubożony model rzeczywistości. To nie jest rzeczywistość jako taka. Nie możemy tak naprawdę bezpośrednio postrzegać rzeczywistości z powodu naszych filtrów zmysłowych i innych filtrów zapośredniczających nasze pojmowanie rzeczywistości.
Psychodeliki tymczasowo to wyłączają; mogą na chwilę wyłączyć sieć w trybie domyślnym. Można wtedy dostrzec aspekty naszej relacji ze światem zewnętrznym i wewnętrznym, które normalnie są tłumione, ponieważ nie są istotne dla bezpośredniego przetrwania. Jest to przydatne, a sieć w trybie domyślnym utrzymuje się. Sama powraca do funkcjonowania, kiedy substancja przestaje działać. Włącza się z powrotem, ale często robi to w bardziej funkcjonalny sposób.
Lubię to porównywać do przebudowy komputera. Komputer czasami znajduje się w stanie, kiedy nie pozostaje nic innego, jak go zrestartować. Gromadzi się tyle „odpadów” z systemu… Nie wiem z czego to wynika z informatycznego punktu widzenia, ale to samo dzieje się z systemami biologicznymi. Dlatego wpadamy w te dziwne tryby behawioralne, z których nie możemy wyjść. Opierają się na nawykowych, ale nieadaptacyjnych zachowaniach, które objawiają się w postaci uzależnienia, depresji, traumy itd. Dlatego psychodeliki są przydatne w leczeniu tego typu zaburzeń – pozwalają zrobić krok w tył, na chwilę wyjść z tego schematu. Można wtedy obejrzeć go beznamiętnie; zobaczyć, co nie działa i co trzeba zmienić. Jeśli poprawnie się to zintegruje… To znaczy wszystko zależy od tego co zrobimy z informacją uzyskaną w tych stanach objawienia. Ale to już po doświadczeniu lub terapii zaczyna się prawdziwa praca. Wszystko zależy od tego co zrobimy z tym, czego się dowiedzieliśmy. Można żyć dalej ignorując to i mając jedynie wspomnienie ciekawego doświadczenia, które nie wpłynęło na nasze życie, ale mamy również wybór uznać, że nauczyliśmy się czegoś wartościowego. Trzeba to przyznać i wdrożyć odpowiednią zmianę. Może się to wiązać z dużymi zmianami lub małą korektą myślenia lub perspektywy
Moim zdaniem psychodeliki są cenne, ponieważ pokazują nam, że patrzymy na świat z pewnego punktu widzenia, ale możemy ten punkt widzenia zmienić. Możemy uczynić go bardziej kompatybilnym z poczuciem szczęścia i funkcjonalnością. W tym kontekście te narzędzia bywają nazywane „roślinnymi nauczycielami”. Krytykowano mnie za używanie tego określenia, ponieważ substancje te nie są jak ludzcy nauczyciele, są jednak elementami natury, od których się uczymy i to również jest rodzaj nauczyciela.
Podobało mi się jak na koniec konferencji zacytowałeś Sokratesa: „Mądrość zaczyna się od zdumienia” i powiedziałeś, że powinniśmy zachęcać do zdumienia. Czy można stwierdzić, że to esencja twojego życia – tak samo jak twojego brata, Terence’a – w tym sensie, że podążacie tą samą drogą?
Tak, można powiedzieć, że tak. Warto pielęgnować zdumienie, bo kiedy patrzymy na świat, jest wspaniały, cudowny, tajemniczy i piękny. Zawiera w sobie więcej niż wiemy, że możemy kiedykolwiek zrozumieć i wiemy, że to cudowne. Pośród całej tej ciemności, pośród zmartwień i problemów nie możemy zapominać o tym, by dać się zachwycić i zaciekawić. Ciekawość napędza naukę.
Pośród całej tej ciemności, pośród zmartwień i problemów nie możemy zapominać o tym, by dać się zachwycić i zaciekawić. Ciekawość napędza naukę.
Najgenialniejsi i najlepsi naukowcy (nie twierdzę, że jestem jednym z nich, jestem raczej przeciętnym naukowcem), a nawet najlepsi ludzie to ludzie, którzy podchodzą do rzeczywistości jak dzieci. Nauka i próby zrozumienia świata powinny być jak zabawa. To praca, ale wykonujesz ją z radością. Naukowcy, którzy tak robią, naukowcy, których podziwiam, są najlepsi. Ludzie tacy jak Einstein podchodzili do świata w ten sposób. Nie bójcie się być zadziwieni. Świat jest zdumiewający i niewiarygodny. Chyba takie jest moje przesłanie.
(C) Dennis J. McKenna 2020
Źródło:
https://arterritory.com/en/spiriterritory_by-arterritory/spiriterritory_by-arterritory/25254-we_need_a_transformation_of_consciousness_on_a_global_scale
Tlumaczenie za zgodą autora Joanna Triss Baron.
Brak komentarzy